Miłość - najbardziej
[empty]
wytarty i wyblakły temat dzisiejszej kultury. Przewałkowany na wszystkie
[empty]
możliwe sposoby, przez wszystkie możliwe gatunki filmowe. Tytuł Big Love niczego odkrywczego zwiastować, z pozoru, nie może. Ale, że pozorom ulegać nie warto, przekonuje nas autorka filmu Barbara Białowąs, młoda polska reżyserka, absolwentka kulturoznawstwa, filmoznawstwa oraz reżyserii. Przygotowanie teoretyczne na najwyższym poziomie, sami przyznacie. Przełożenie tej wiedzy na praktykę wypada równie okazale, ale też wymaga od widza nieco więcej aktywności i wkładu intelektualnego podczas odbioru filmu. Big Love jest bowiem obrazem wielowymiarowym i złożonym. Utrzymany w klimacie postmodernistycznym, bo w dzisiejszej popkulturze, inaczej się już nie uda. Reżyserka proponuje nam jednak ciekawy wybieg, wstrzykując w swoje nowoczesne dzieło klasyczne konwencje, trawestując słynne sceny uznanych artystów. Eklektyczny styl zapewnia nam widowiskową mieszankę dresiarskiego i efektownego kina oraz absolutnie ponadczasowych wzorów zaczerpniętych, chociażby z francuskiej nowej fali. Big Love dekonstruuje różne formuły
[empty]
kinematograficzne, Barbara Białowąs świadomie bawi się kiczem i naśmiewa z naszych przyzwyczajeń. Jej odwaga i nowatorskie spojrzenie sprawiają, że ktoś nieświadomy, nieostrożnie mógłby przypisać film jakiemuś bardziej doświadczonemu twórcy, np.
[empty]
Pedro Almodovarowi. Każde ujęcie, każdy ruch kamery jest przemyślany i wpisuje się w odgórnie przemyślaną konwencję. A jaka to konwencja? Dokładna analiza obrazu pozwala nam zauważyć, iż jest to traktat o filmie w filmie, w ramach filmu. Widzimy wyraźnie, że są momenty, kiedy reżyserka, w ewidentny i przeestetyzowany sposób odnosi się do takich filmów, jak Gorzkie gody, Requiem dla snu czy Urodzeni mordercy. Polemika autorki Big Love z wartościami przedstawionymi w tych obrazach jest kluczem do odczytania konwencji i drogowskazem, jak należy odbierać i interpretować jej film. Białowąs odnosząc się do pewnych wytartych klisz i schematów, łamie stereotypy i zrywa z dotychczasowymi mitami o miłości w kinie. Poszerza nasze spojrzenie na miłość i uzależnienie od uczucia w postmodernistycznym
[empty]
świecie. Weźmy dla przykładu scenę, w której głównie bohaterowie, Emilka i Maciek siedzą na parapecie, tyłem do kamery. Jest to ewidentny flirt z kiczem i banałem, próba przefiltrowania przestarzałej nieco retoryki Jeana Luca Godarda z Żyć własnym życiem. Plastyczne i przerysowane obrazki widoczne za oknem to ewidentny sygnał od reżyserki, że nie należy tego brać na serio, że jest to próba dyskusji z pewnymi utartymi szablonami. Zboczenie z tej ścieżki interpretacyjnej może nas sprowadzić na manowce i sprawić, że nie dostrzeżemy prawdziwej wartości
[empty]
filmu. Brawura reżyserska, eksperymenty formalne oraz treściowe, naszpikowanie filmu cytatami z klasycznych dzieł, odważne gry z tworzywem filmowym w odniesieniu do popularnych tematów i treści. Wszystkie te elementy wyznaczają granice artystycznej wizji twórczyni filmu i stanowią podstawę do jego odbioru. Przykład kolejny. Scena, kiedy Maciek i Emilka biegną po molo to nawiązanie do Fran